piątek, 9 listopada 2012

Rozdział 12


    -Tosty z podwójnym serem, kawa i woda… dużo wody – otworzyłam oczy na dźwięk głosu Justina. Niechętnie przekręciłam się z boku na bok i zaspana spojrzałam w jego kierunku – Chcesz coś? – zapytał mnie, zasłaniając na chwile słuchawkę telefonu dłonią.
Nie odpowiedziałam, tylko potraktowałam go mrożącym krew w żyłach spojrzeniem i znowu odwróciłam się do niego plecami. Nie zamierzałam oglądać jego fałszywego ryja.
-Dziękuję, będę czekać – powiedział jeszcze i zakończył zamawianie śniadania. Usłyszałam, że wykonał kilka kroków w moją stronę - Chcesz coś sobie zamówić? – zapytał, ale zignorowałam pytanie – Nie mów, że nie będziesz nic jadła… - przez dłuższą chwilę czułam na sobie jego intensywny wzrok – Dobra, nie powiesz… Nie odzywasz się do mnie, mała?
-Nie mów do mnie mała – powiedziałam głosem bez wyrazu i podnosząc się z łóżka, nie racząc go spojrzeniem, zniknęłam w łazience.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i skrzywiłam się. Wyglądałam okropnie z podkrążonymi, zaczerwionymi oczami… Ale chyba najgorszy w tym wszystkim był fakt, że kiedy patrzyłam na siebie, totalnie nie dostrzegałam swojej osoby. Czułam się jakby tam w środku nic już nie zostało. To bez sensu. Rzuciłam w lustro zdejmowaną z siebie bluzką i rozbierając się do końca weszłam do luksusowej wanny. Zamierzałam trochę tu zabawić. Nie miałam siły na mierzenie się ze wszystkimi problemami, które nagle, zupełnie niespodziewanie zwaliły się na moją głowę, z powodu Justina. Napuściłam gorącej wody i nalałam do niej olejku, który zauważyłam już wczoraj i którego zapach bardzo mi się spodobał. Pachniał delikatnie wanilią i jeszcze czymś czego nie potrafiłam zidentyfikować. Zanurzyłam się w parującej wodzie i chociaż bardzo chciałam, wcale nie poczułam się odprężona. Dosłownie każdy mięsień w moim ciele był napięty. Do końca kąpieli to się nie zmieniło, nawet, kiedy miałam już palce bardziej pomarszczone od swojej babci.
-Ile zamierzasz tam jeszcze siedzieć?? – zza drzwi usłyszałam zirytowany głos Biebera.
-Długo – odpowiedziałam ostro.
-Wyłaź, jestem umówiony, muszę się przygotować – powiedział, waląc głośno w moje drzwi.
-Przykro mi! - zawołałam, starając się przekrzyczeć hałas, który powodował.
-Przykro to ci będzie, jak się tam dostanę – wycedził.
Mimowolnie zadrżałam.
-To jak? Wychodzisz po dobroci? – zapytał.
Nie odpowiedziałam, tylko wyszłam z wanny i ubrałam się, a kiedy tym razem z impetem otworzyłam drzwi, odsunął się w ostatniej chwili, uśmiechając się drwiąco.
Schwycił mocno, jedną ręką moje nadgarstki i patrzył mi w oczy, gdy na próżno próbowałam mu się wyrwać.
Zaśmiał się, zapewne dostrzegając w nich przebłysk strachu i puszczając mnie zniknął w łazience.
Ja, nie czekając ani chwili zaczęłam zbierać wszystkie moje rzeczy i pakować je jak najszybciej do walizki.
Dosłownie wypadłam z pokoju i szybkim krokiem udałam się do recepcji.
-Dzień dobry. Czy mogłabym dostać jednoosobowy pokój?
Recepcjonistka spojrzała się na mnie dziwnie, a później w stronę, z której przyszłam.
-Nie dogaduję się z chłopakiem – wyjaśniłam chłodno.
Wzruszyła ramionami i wpisała coś w komputerze.
-Pokój 303, może być? – zapytała, patrząc na mnie zaspanym wzrokiem – Alice Moon?
Skinęłam głową, a ona podała mi klucz.
Byłam bardzo wdzięczna, że mój nowy pokój znajdował się po drugiej stronie hotelu niż poprzedni. Kiedy szłam szukając drzwi oznaczonych liczbą ‘303’, przez ozdobne korytarze i po niesamowicie zdobionych schodach, dopiero zwróciłam uwagę na to, że hotel ten był przepięknie zrobiony w starodawnym stylu, chociaż przebywałam tu nie pierwszy dzień. Justin przesłaniał mi wszystko.
Mocno zacisnęłam palce na uchwycie walizki.
Ze mną i Bieberem wszystko skończone. Jedyne co nas łączy to ten cholerny film, który trzeba było dokończyć.
Znalazłam wreszcie pokój, którego szukałam i przekręcając klucz w zamku, miałam nadzieję, że może w końcu zacznie się coś układać w moim życiu, a nie tylko sprawiać chwilowo takie pozory. Z tym dupkiem powinna skończyć, kiedy okłamał mnie pierwszy raz. Niby niewinny żart, a jednak powinnam posłuchać kobiecej intuicji, która od pierwszego dnia, kiedy go poznałam wrzeszczała ‘Rób co chcesz i kiedy chcesz, byle z dala od niego!’. Szkoda, że jej wtedy nie posłuchałam i starałam się wyciszyć. Westchnęłam głęboko i nacisnęłam na klamkę.
Moim oczom ukazał się przytulnie urządzony pokój. Nie aż tak dostojnie i elegancko, jak poprzedni, w którym mieszkałam z Justinem, ale miałam wrażenie, że ten podoba mi się jeszcze bardziej. Po pierwsze: nie było tu niego, a to już dużo. Podeszłam do wyjścia na niewielki balkon i odsłoniłam żaluzję. Kiedy moim oczom ukazała się wielka, ciemna chmura, zbliżająca się dość szybko, popychana wiatrem coraz bliżej, zaokrągliły się one ze zdziwienia. Wyszłam na taras. W jednym momencie zerwał się ogromnie porywisty wiatr. Wszystkie drzewa i rośliny, które obejmował mój wzrok, uginały się pod jego ciężarem. Również moje włosy i sukienka, poddawały się tej niesamowitej sile. Lubiłam wiatr. Nigdy nie potrafiłam tego logicznie wyjaśnić, ale po prostu lubiłam. Może po prostu pasował do mojego nastroju, w którym byłam przez większość życia. Wiatr był niszczycielską siłą, która jednocześnie mnie fascynowała i lekko przerażała. Niebo przecięła błyskawica, a ja uśmiechnęłam się. Nagle poczułam się szczęśliwa. Jak? Nie mam pojęcia. Poczułam, że jestem we właściwym miejscu, we właściwym momencie, z niewłaściwymi osobami, z którymi przecież jakoś można sobie poradzić. Tym razem do szumu wiatru dołączył ogromny huk, a z nieba zaczęły spadać krople deszczu. Wróciłam do pokoju, przez dłuższą chwilę mocując się ze słabymi drzwiami balkonu, które uginały się pod siłą wiatru. Kiedy wreszcie wygrałam tę walkę, usiadłam na łóżku i na moje usta wrócił bezsensowny uśmiech. Burza i wiatr były siłami natury, które jako jedyne na świecie potrafiły rozładować moje emocje. Powiedziałam kiedyś coś takiego mamie. Roześmiała się, a na drugi dzień załatwiła mi wizytę u psychologa. Westchnęłam. Ach, moja kochana mama. Dobrze chociaż, że nie u psychiatry.
Wstałam z miejsca i sięgnęłam do walizki, po książkę. Stwierdziłam, że chętnie, choć na chwilę oderwę się od rzeczywistości, a poza tym i tak nie miałam co dziś robić. Był przecież dzień wolny. Kiedy przerzucałam rzeczy dotarły do mnie 3 rzeczy. Pierwsza: na dworze zrobiło się całkowicie ciemno, a deszcz walił w szyby i dach z niesamowitą siłą, druga: muszę zapalić światło, trzecia: cholera, zostawiłam książkę w pokoju Justina.
Cóż, przepadła. Nie zamierzam tam wracać nawet na chwilę, bo jeszcze uda mu się mnie zmusić, żebym została.
Włączyłam przełącznik światła i w tym momencie ktoś otworzył drzwi do mojego pokoju, po czym zamknął je za sobą, wnosząc ze sobą bagaże.
Spojrzałam zdziwiona na dziewczynę, która ukazała się w drzwiach. Ona posłała mi podobne spojrzenie.
Nie wyglądała na więcej niż 18 lat i była po prostu śliczna. Nie, to nie było to piękne, po milionie operacji plastycznych, czy nakładaniu na siebie niemożliwej ilości tapety. Piękno tej dziewczyny było tak naturalne, że nie można było oderwać od niej wzroku. Jej włosy miały kolor ciemnego blodnu, sięgały jej niewiele za ramiona i lekko się falowały. Miała wielkie, niesamowite, brązowe oczy, a do tego kilka piegów na policzkach, które ani trochę nie szpeciły, tylko dodawały jej uroku. Zabiłabym za jej spódniczkę w panterkę, czarne, odjazdowe buty na obcasie i białą bluzkę z napisem ‘Cool story bro’. A jej figura? Była idealna! Jak modelki. Może tylko tyle, że mając na oko 165 centymetrów wzrostu, na bycie modelką nie bardzo miała szans.
Zauważyła, że się jej przyglądam, bo uśmiechnęła się niepewnie, skołowana.
-Co tu robisz? – zapytałyśmy w tym samym momencie i obie się roześmiałyśmy.
-Chwilowo mieszkam? – odpowiedziałam pierwsza.
Dziewczyna pokręciła głową, zawzięcie przetwarzając coś w głowie.
-Zarezerwowałam ten pokój parę dni temu – powiedziała, nerwowo przeczesując idealnie ułożone włosy. Jej głos wydał mi się w jakiś dziwny sposób... znajomy?
-Ale ja dziś dostałam ten pokój… - odpowiedziałam równie skołowana, co ona.
Dziewczyna chwilę nie odpowiadała, po czym parsknęła przyjaznym śmiechem.
-Klucze dała ci Hana, zgadza się? – zapytała, opierając się o framugę drzwi.
Spojrzałam na nią, nie bardzo rozumiejąc.
-Czarne włosy, jak siano, poza tym ma bardzo słabego chirurga plastycznego; niska – kontynuowała dziewczyna.
Skinęłam potakująco głową.
-Ja się serio dziwię, że ją tu jeszcze trzymają – powiedziała rozbawiona – Byłam w tym hotelu 4 razy i ona zawsze coś nawali. Żyje jakby śniąc na jawie, a do tego, ciągle ma się wrażenie, że zaraz naprawdę zaśnie.
-Może ma romans z szefem? – zasugerowałam.
Dziewczyna wybuchła śmiechem.
-Że też o tym wcześniej nie pomyślałam! To by wiele wyjaśniało… A tak w ogóle to jestem Nathalie. A ty? Chwila… Jesteś Alice?
Skinęłam niepewnie głową, bojąc się, że jest moją fanką i zacznie piszczeć, czy coś. Jeszcze nie zdążyłam przywyknąć do takich sytuacji i zawsze okropnie niezręcznie się czułam… Chwila. Nathalie?! Czy ona przypadkiem…
-A więc… Nie wiem czy wiesz, ale jestem twoją nową stylistką – uśmiechnęła się szeroko, podając mi rękę na przywitanie. Moją? – Nie w pokoju ze Zjeberkiem? – uśmiechnęła się dziwnie – A właściwie… Zdjęcia do filmu nie zaczęły się dziś, tylko wcześniej… A mówiłaś, że dziś dostałaś ten pokój… - przyglądała mi się chwilę w milczeniu. Przerażał mnie fakt, że wyglądała tak, jak gdyby o wszystkim wiedziała. Jakby wszystko wyczytała ze mnie, jak z otwartej księgi. Nie zadając żadnych zbędnych pytań – Pokłóciliście się – bardziej stwierdziła, niż zapytała.
Potwierdziłam skinieniem głowy.
-Nienawidzę typa – powiedziała, wchodzą głębiej do mojego pokoju, chociaż walizkę zostawiła przy drzwiach – Mogę na chwilę usiąść, zanim wyjaśnimy tę całą sprawę z pomyłką?jestem na nogach od czwartej i w tych butach, serio już nie daję rady…
-Jasne, jasne! – powiedziałam szybko.
Podziękowała uśmiechem i usiadła na kanapie, a ja na fotelu obok.
-Właściwie to dlaczego go nienawidzisz? – zapytałam, przerywając ciszę.
Uśmiechnęła się ironicznie.
-Bo jest zakochanym w sobie, zakłamanym, wrednym, chamskim sukinsynem, który myśli, że jest królem świata, że wszyscy powinni klękać przed nimi na kolana – powiedziała lekkim tonem, udając słodki uśmiech.
Nie powstrzymałam rozbawionego uśmiechu.
-Znasz go osobiście, czy intuicja ci podpowiada? – zapytałam, nadal mając kąciki ust skierowane ku górze.
-Byłam z nim przez miesiąc i to był naprawdę najbardziej zmarnowany miesiąc mojego życia. Sama się sobie dziwię, że trwało to tak długo. Bo nie powinno – powiedziała wzdychając.
-Kiedy z nim byłaś? – zapytałam zaciekawiona.
Uśmiechnęła się krzywo.
-Trochę przed tobą i chwilę razem z tobą...
Przez jakiś czas nic nie mówiłam, ale wszystko zaczęło układać się w mojej głowie. Nathalie? Tak, to ona wyświetliła się na ekranie jego iPhone'a w dniu wyjazdu. A ja dałam mu się tak po prostu oszukać… Ale ze mnie idiotka.
-Nie wierzysz mi? – zapytała, znowu bardziej stwierdzając.
-Nie, nie. Po prostu…
-Nie słyszałaś o mnie? Wiesz… Jak Justin chce ukrywać związek, to to się udaje. Nie mogłam pomóc mu zdobyć większej sławy czy cóś, to się ze mną ukrywał, żeby przypadkiem nie pomóc mi się wybić – zaśmiała się sucho.
-To ty dzwoniłaś do Justina, kiedy ja odebrałam, prawda? – zapytałam.
Skinęła głową.
-Przekonywał mnie, że to wszystko z tobą to tylko udawane… Ale zaczęłam domyślać się, że coś jest na rzeczy… I go rzuciłam.
Znowu się nie odzywałam. Miałam ochotę zapytać ją o coś, co w całej historii Justina najbardziej do mnie nie przemawiało. Nie po jego zachowaniu na imprezie… Zanim zdążyłam ugryźć się w język, z moich ust wydostały się słowa.
-Spałaś z nim?
Dziewczyna spojrzała na mnie i krzywiąc się, zaczęła się śmiać.
Podobał mi się jej śmiech. Był taki prawdziwy, nie jak większości osób, z którymi w ostatnim czasie miałam do czynienia.
-Taa. Ze 3 razy. Nie byłam łatwa do zdobycia. A pytasz, bo…? – spojrzała na mnie mrużąc oczy - Odegrał z tobą numer świętej dziewicy?! – krzyknęła, podnosząc się z miejsca z niedowierzaniem i do granic możliwości rozbawiona.
Sama nie dałam rady powstrzymać śmiechu. I po chwili obie ledwo oddychałyśmy, trzymając się za brzuchy.
-Nienawidzę typa – powiedziałyśmy w jednym momencie i znów zaczęłyśmy się śmiać.
Myślę, że ta dziewczyna miała predyspozycję na zostanie moją pierwszą w życiu przyjaciółką.
Kiedy tylko usiadła z powrotem i udało nam się jakoś w miarę uspokoić drzwi do pokoju znów otworzyły się bez pukania. Nasze spojrzenia automatycznie skierowały się w tamtą stronę.
-Alice… - zaczął Jus, ale po chwili zamilkł, kiedy jego wzrok zlokalizował Nathalie – Kurwa – zaklął.
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
-Też się cieszę, że cię widzę – uśmiechnęła się promiennie.
-Co wy tu… razem?
-Rozmawiamy… Zauważyłyśmy właśnie, że byłeś prawiczkiem co najmniej dwa razy – dziewczyna bez przerwy się uśmiechała, a jej oczy śmiały się i błyszczały.
Justin wyglądał bynajmniej dziwnie. Wyraz jego twarzy był nie do rozszyfrowania.
-Natahalie, skąd się tu wzięłaś, do cholery? – zapytał mocno podirytowany.
-Serio, nie zrobiłam tego specjalnie, skarbie. Tak ogromnie marzyłam o spotkaniu z tobą, że kiedy zadzwonił do mnie reżyser twojego filmu, mówiąc, iż stylistka Alice poszła na macierzyński, miała przedwczesny poród, to od razu zgodziłam się przyjąć tę pracę! Wcale nie musiał przekonywać mnie paręnaście minut, błagalnym tonem, mówiąc, że jestem jego jedyną nadzieją i proponując coraz wyższą stawkę! – mówiła sarkastycznie, udawanie podekscytowanym tonem – Tak tęskniłam!
Bieber wywrócił oczami i nerwowo oblizał dolną wargę.
Podniosłam się z miejsca i zaczęłam iść w jego stronę. Zauważyłam w jego spojrzeniu niepewność.
-Allie… - zaczął.
Popchnęłam go mocno. Nie był na to przygotowany, dlatego prawie się przewrócił.
-WYPAD. I nie jestem ‘ALLIE’ – wycedziłam.
-Ale…
-Won, Jus. Nikt cię tu nie chce – usłyszałam za sobą, popierający mnie głos Nathalie.
Bieber uśmiechnął się sztucznie i wyszedł trzaskając drzwiami.
Przybiłyśmy sobie piątkę, ale moje oczy czy chciałam, czy nie chciałam zaszkliły się od łez.
Nathalie przytuliła mnie bez słowa.
Tak, myślę, że jest spora szansa, żeby awansować ją na moją przyjaciółkę.