Pierwsze, co
zaczęło do mnie docierać, to głosy.
Były
wszędzie. Uderzały we mnie z każdej strony. Próbowałam od nich uciec, ale nie
mogłam nic zrobić. Nie potrafiłam się poruszyć.
Następne
były kolory.
Chociaż
miałam zamknięte oczy, widziałam pod powiekami mnóstwo wirujących barw. Rozpryskiwały
się, a na ich miejsce pojawiały się nowe. Myślę, że nie byłabym w stanie nazwać
nawet połowy z nich.
Kolejny był
zapach.
Wypełniał
mnie całą od góry do dołu. Czułam jak go wdycham, chociaż nie miałam na to
najmniejszej ochoty.
Następne
było uderzenie ciepła. Czułam za wysoką
temperaturę otaczającą mnie zewsząd i palącą mnie od środka, po której
nastąpiła fala obezwładniającego zimna.
Na końcu
pojawił się ból. Paraliżujący ból.
Ocknęłam
się z krzykiem, łapiąc łapczywie powietrze.
Chwilę
zajęło mi, żeby wzrok przyzwyczaił się do jasnego, dziwnego światła.
Rozejrzałam
się zdezorientowana naokoło, a każdy ruch głową sprawiał okropny ból.
Najpierw
zauważyłam wpatrującego się we mnie z lekkim niepokojem Biebera, a po drugiej stronie
pomieszczenia, Nathalie uśmiechającą się do mnie szeroko.
-Witamy w
świecie żywych – powiedziała dziewczyna, podniosła się z miejsca i przysiadła
obok mnie na łóżku – Jak się czujesz?
-Zdezorientowana…
- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Nie
patrzyłam więcej w stronę Biebera, chociaż aż za dobrze wyczuwałam jego
spojrzenie na sobie.
-Już mówiłam lekarzowi, że się budzisz, zaraz tu będzie – oznajmiła Nathalie.
Pokiwałam
niepewnie głową.
Ach tak,
szpital.
Ale dlacze…
-Dlaczego
mnie nie złapałeś?! – wspomnienie z poprzedniego dnia uderzyło we mnie z dużą
siłą. Pokierowałam wściekłe spojrzenie, w stronę Biebera.
Wzruszył
ramionami.
-Nie pamiętałem,
że w tym momencie miałaś się przewrócić, ok?
Świdrowałam
go złym spojrzeniem i ani trochę mu nie wierzyłam.
-Co tu w
ogóle robisz? – zapytałam zirytowana.
Znowu
wzruszył ramionami.
-A nie
mogłem się o ciebie martwić?
Powiedział
to takim głosem, że poczułam coś czego na pewno nie powinnam czuć, po tym
wszystkim co zrobił. Po tym jakim był idiotą.
Zaśmiałam
się sztucznie, żeby ukryć, to co dzieje się ze mną w środku.
-Najpierw
pozwalasz, żebym się przewróciła i zaryła głową o kamień, a potem się
martwisz?! Naprawdę jesteś taki głupi, czy tylko udajesz??? – powiedziałam sarkastycznie,
z nieukrywanym jadem w głosie.
Podniósł
się z miejsca i ruszył powoli w stronę wyjścia. Zatrzymał się jeszcze zanim
nacisnął na klamkę i posłał mi spojrzenie, którego nie byłam w stanie
rozszyfrować.
Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnował i zniknął za drzwiami.
-Nareszcie –
powiedziała Nathalie z nieukrywaną ulgą w głosie – Wiesz ile razy próbowałam go
stąd wywalić??? Jakieś 20! Ale nie. On się uparł i tu siedział. Idiota. Prawie
nie spuszczał z ciebie wzroku. Nie wiem czy grał, czy nie, nie wiem czy on w
ogóle potrafi nie udawać, ale wyglądał na zmartwionego. Weź ogarnij tego kolesia
– powiedziała zażenowana – Co jest z nim nie tak??
-Nie mam
pojęcia… - westchnęłam.
Czy ktoś
jest w stanie rozszyfrować Biebera?
Nie
dopuszczając do moich dalszych rozmyślań, w sali pojawił się lekarz.
Zapytał o
moje samopoczucie, wyprosił grzecznie Nathalie, przeprowadził jakieś wstępne
badania i powiedział, że wypuści mnie wieczorem.
Nie miałam
pojęcia co rozumiał przez wieczór, ale miałam nadzieję, że nie więcej niż za 3
godziny. Nienawidziłam szpitali.
Po chwili doktor
zostawił mnie samą. Przez paręnaście minut czekałam na Nathalie, która po
jakimś czasie przysłała mi smsa, że reżyser zwołał zebranie i wróci do mnie najszybciej
jak się da. Byłam ciekawa, czy może wyrzucą mnie z filmu, za to, że zemdlałam…
Uśmiechnęłam
się ironicznie. Uprzejmie przepraszam za to, że nie zachowałam przytomności po
zderzeniu głowy z kamieniem.
Włączyłam
telewizor, ale nawet nie zdążyłam wybrać kanału, który chcę oglądać, kiedy do
pokoju wszedł Justin.
Spojrzałam
na niego, marszcząc brwi.
-Co ty tu…?
-Zostałem
wyznaczony do zapewnienia ci towarzystwa – oznajmił z uśmiechem i przysunął
sobie krzesło bliżej mojego łóżka, po czym na nim usiadł.
-Huuura –
jęknęłam załamana.
Roześmiał
się.
Nie wiem
czy stał się perfekcyjnym aktorem, czy zaśmiał się… szczerze?
-Jak się
czujesz? – zapytał jakby nigdy nic.
Spojrzałam
na niego ironicznie.
-No co? –
uśmiechnął się rozbawiony, unosząc ręce w obronnym geście – Wszyscy wiedzą, że
to był wypadek, tylko ty i Nathalie na mnie usiadłyście.
-Dosłownie
i w przenośni – mruknęłam, a Bieber parsknął śmiechem.
Przez
dłuższą chwilę nie mógł się uspokoić, dopóki nie wyczuł na sobie mojego spojrzenia
z serii: „ Serio?? Naprawdę??? -.-‘ ”.
-Ej, mała.
Nie złość się – położył dłoń na mojej i zanim zdążyłam zareagować splótł swoje
palce z moimi.
-Za, którą
z rzeczy, które zrobiłeś mam się nie złościć??? Powymieniać kilka?? – wyrwałam rękę
z jego uścisku – Wiesz dlaczego oni wszyscy wierzą w wersję, że to był
przypadek??? – spojrzałam Bieberowi twardo w oczy – Bo tak naprawdę cię nie
znają.
Justin nie
odwrócił wzroku, ale w jego minie nie było już nic z rozbawienia.
Przez
dłuższą chwilę, żadne z nas się odzywało.
-Nie
chciałem, żebyś sobie coś zrobiła – Justin w końcu przerwał napiętą ciszę.
Znowu miałam wrażenie, że mówi szczerze. Niestety pozory mogą bardzo mylić…
-To
dlaczego mnie nie złapałeś? – zapytałam, z pozoru spokojnym tonem.
Przełknął
ślinę. Ani na sekundę nie przerywał ze mną kontaktu wzrokowego. Zaczynałam czuć
się dziwnie.
-Bo byłem
wściekły – powiedział, po czym westchnął i przeniósł wzrok na ścianę, następnie
na podłogę.
-Ty?
Wściekły? Na mnie? A to dlaczego? – zapytałam sztuczne rozbawiona.
Znowu
westchnął i przez dość długi czas nie odpowiadał.
Kiedy myślałam już, że nic
nie powie, odezwał się.
-Bo byłaś w
stanie wzbudzić we mnie poczucie winy… - powiedział, nie patrząc na mnie – Bo zdałem
sobie sprawę, że mi na tobie zależy…
Znowu nie
panowałam nad odczuciami. Stanowczo mi się to nie podobało. Bieberowi nie można
było wierzyć nawet w jedno, pieprzone słowo.
-I dlatego
zamierzałeś mnie zamordować?? – zapytałam.
Zaśmiał się
i uniósł spojrzenie z podłogi na mnie.
-Nie
zamierzałem cię zamordować, Alice. Po prostu nie chciałem cię złapać. Myślałem,
że w najgorszym wypadku obetrzesz sobie łokieć. Nie zauważyłem tego kamienia, a
zresztą skąd miałem wiedzieć, że będziesz miała akurat takie szczęście, żeby w
niego uderzyć?
-Czyli, że
to moja wina??
Znowu się
zaśmiał.
-Nie, nie
twoja – uśmiechnął się – Ale po prostu nie zrobiłem tego specjalnie, ok? Nie
zaplanowałem tego, że coś ci się stało. Naprawdę. Jak byłaś nieprzytomna, nie
potrafiłem cię zostawić nawet na sekundę. Strasznie się martwiłem. Nawet nie
wyobrażasz sobie jaką ulgę poczułam, jak lekarz po tym jak cię zbadał, jak się
ocknęłaś wyszedł i powiedział, że nic poważnego ci nie jest.
-Czekałeś
pod drzwiami? – zmarszczyłam zdziwiona brwi.
-Taaa, jak
tylko Nat wyszła, to zaczęła tak na mnie wrzeszczeć, żebym się wynosił, że
podeszła do nas pielęgniarka i wyprosiła ją ze szpitala. To był już drugi raz, jak
przyłapała ją na wyżywaniu się na mnie, więc powiedziała, że ma się ogarnąć
i wrócić najwcześniej za pół godziny. I wtedy reżyser zwołał zebranie.
Nathalie chciała z tobą zostać, ale nie chcieli jej jeszcze wpuścić, więc
zostałem ja.
-Aha –
powiedziałam bezbarwnym tonem.
Uśmiechnął
się lekko.
Nie
odwzajemniłam uśmiechu, ale patrzyłam mu w oczy. Stanowczo nie powinnam się
przy nim czuć, tak jak się teraz czułam.
Pomimo
wszystko postanowiłam, że wygram tę ‘bitwę na spojrzenia’.
-Oo, zapomniałbym.
Mam coś dla ciebie. Poczekaj chwilę – podniósł się z miejsca.
-Jakbym
mogła, to bym uciekła, ale nie mam jak – uśmiechnęłam się cierpko.
Zaśmiał
się krótko, po czym zniknął za drzwiami, żeby pojawić się stanowczo za szybko.
W rękach
miał największy bukiet czerwonych róż jaki widziałam w życiu.
Moje oczy
się zaokrągliły ze zdziwienia.
-Ale ja
jeszcze nie umieram. Serio – powiedziałam, a on uśmiechnął się szeroko i podał
mi kwiaty.
Czułam się
dziwnie. Nie byłam przyzwyczajona do takich gestów.
Z jednej
strony miałam ochotę rzucić w niego tymi kwiatami, a z drugiej przytulić się do
niego, pocałować i podziękować. Dlatego nie zrobiłam żadnej z tych rzeczy.
-Przyniosę
im wodę – powiedział Justin i znowu podniósł się z miejsca.
Tym razem
dłużej nie wracał. Róże pięknie pachniały.
Po kilku
minutach wrócił ze sporym wazonem. Postawił go przy moim łóżku i biorąc ode
mnie kwiaty, musnął delikatnie moją dłoń. Wyglądało to na przypadek, ale po
jego spojrzeniu widziałam, że nie był. Czułam mrowienie w miejscu, w którym
złączyły się nasze ręce.
Znowu
usiadł na krześle i nie uszło mojej uwadze, że przysunął się jeszcze bliżej, niż
wcześniej.
-Nie
odpowiedziałaś mi wcześniej, na pytanie o to, jak się czujesz – przypomniał.
Patrzyłam
na niego i rozważałam, czy jestem w stanie zmusić się do normalnej rozmowy z
nim.
Spoglądał na
mnie wyczekująco, z niepokojem czającym się w jego oczach.
Czy oczy
też mogą udawać?
-Bywało
lepiej – odpowiedziałam wymijająco.
Przygryzł
wewnętrzną stronę policzka i spojrzał w stronę okna.
-Jak bardzo
jesteś na mnie zła w skali 1-10? – zapytał, nie patrząc w moją stronę.
-13 –
odpowiedziałam.
Westchnął i
znowu skierował spojrzenie na mnie.
-Przepraszam
cię… - powiedział cicho i zdawałam sobie sprawę z tego, że te słowa nieczęsto
goszczą w jego ustach – Za wszystko. Głupio wyszło.
-Głupio??
Serio odczuwasz to tylko jako: ‘głupio wyszło’??? – zapytałam zirytowana.
-Nie, ale
nie potrafię przepraszać, okay?? – podniósł się z miejsca i podszedł do okna. Gapił
się w nie bez sensu.
Zastanawiałam
się co powinnam teraz zrobić, ale znowu mój problem rozwiązał lekarz, który
nagle zmaterializował się w sali. Koleś miał genialne wyczucie czasu.
-Czy mogę
prosić pana, żeby…? – zaczął, a Bieber skinął głową na 'tak' i nie patrząc ani razu w
moją stronę, zniknął za drzwiami.
Nienawidziłam
czuć się zagubiona, a Justin za każdym razem to powodował.
-On się
naprawdę martwi. Krąży tu odkąd panią przywieźli – odezwał się lekarz, kiedy
Bieber tylko wyszedł z pomieszczenia.
Nie miałam pojęcia
co na to odpowiedzieć. Nie miałam siły, żeby mu tłumaczyć, że cokolwiek, co tyczy
się tego chłopaka, nie jest takie, na jakie wygląda.
Jedyne, co
zrobiłam w odpowiedzi, to wygięcie ust w uśmiechu, który powstrzymywałam odkąd, tylko, tego dnia zobaczyłam zmartwionego Justina. Zmartwionego z mojego powodu.
W tej krótkiej chwili, nie obchodziło mnie absolutnie nic, z tego, co okropnego zrobił.
Po prostu się
uśmiechałam.