czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 17

  Wróciłam do swojego apartamentu z absolutnym mętlikiem w głowie. 
Tak cholernie chciałam wrócić do tego idioty i udawać, że nic się nie wydarzyło, ale mój szacunek do samej siebie na to nie pozwalał. 
Rzuciłam książką o ścianę, po czym opadłam bezsilnie na łóżko. 
Miałam ochotę wrzeszczeć albo kogoś zabić, ale tylko przygryzałam mocno dolną wargę, ani trochę nie przejmując się tym, że zaczęła krwawić.
Z tego dziwnego stanu wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. 
Niechętnie po niego sięgnęłam i nie patrząc kto dzwoni, odebrałam.
-Tak? - zapytałam starając się brzmieć naturalnie, a nie jakbym właśnie planowała zostanie seryjnym mordercą.
-Dzień dobry, Alice. Jak tam u ciebie? - dało się słyszeć po drugiej stronie słuchawki. Mama. Wszędzie rozpoznałabym ten do granic możliwości oschły głos.
-Wszystko świetnie - skłamałam podekscytowanym tonem. 
-Cieszę się - powiedziała bez wyrazu - Jak dogadujecie się z Justinem?
-Dobrze - odpowiedziałam bez zająknięcia.
-To cudownie. Będę kończyć, bo strasznie drogo tam do ciebie. Papa - mama rozłączyła się, zanim zdążyłam odpowiedzieć. 
A co ją to właściwie obchodziło, że drogo? I tak rozmawiała za moje pieniądze.
Rozmowa z tą kobietą bynajmniej nie poprawiła mi humoru. 
Zwlokłam się z łóżka i podniosłam z podłogi książkę. Przez kolejne 2 godziny byłam zatopione w lekturze, dopóki nie przeczytałam jej do końca. 
 Podniosłam się z łóżka. Na dworze zaczynało się już ściemniać, ale doszłam do wniosku, że spacer po plaży, dobrze by mi zrobił.
Zamknęłam swój pokój, po czym wyszłam na zewnątrz. Pogoda była idealna. Było ciepło, ale wiał chłodny wiatr.
Ruszyłam w stronę plaży. Kiedy tylko się na niej znalazłam, moje usta rozjaśnił szeroki uśmiech. Tu było przepięknie.
Zdjęłam buty i boso przeszłam po chłodzącym się już piachu, a wiatr rozwiewał delikatnie moją jasną sukienkę. 
Uśmiechnęłam się mimowolnie. Przez chwilę czułam się cudownie, dopóki nie wyczułam na sobie spojrzenia, zbyt dobrze znajomych mi oczu.
Odwróciłam się w tę stronę i zobaczyłam Justina, okrążonego grupką dziewczyn. Poczułam ucisk w sercu.
Właściwie dlaczego? Bo one mogły się z nim śmiać i flirtować, a ja nie?
Właściwie kto powiedział, że nie mogę? 
JA.
Z irytacją wypisaną na mojej twarzy ruszyłam w przeciwną stronę, niż stał Justin z koleżaneczkami i udawałam, że nie słyszę ich chichotów, ani czułych słówek do nich ze strony Justina. Pewnie, którąś do siebie zaprosi i będzie pieprzył całą noc.
Znowu miałam ochotę kogoś zabić i chyba nawet wiedziałam kogo.
Kiedy oddaliłam się na wystarczającą odległość, żeby nie słyszeć Justina, ani jego 'zdobyczy', przysiadłam na dużym kamieniu i pustym wzrokiem patrzyłam na falujące morze.
Naprawdę, musiałam zakochać się akurat w nim? Naprawdę??
Podniosłam z piasku niewielki kamyk i z całej siły rzuciłam go w stronę morza, wyobrażając sobie, że dostaje nim Justin.
Nagle poczułam czyjeś ręce na swoich biodrach.
Pisnęłam i odwróciłam się w stronę roześmianego Biebera.
-Co cię tak bardzo wkurzyło, że rzuciłaś kamieniem na odległość jakichś 200 m? – zapytał rozbawiony, przytulając mnie od tyłu i siadając za mną, tak, że znalazłam się pomiędzy jego nogami.
-To nie było 200 m…. – odpowiedziałam, nie wiedząc co zrobić. Toczyła się we mnie wielka walka pomiędzy tym, że powinnam mu się wyrwać i tym jak bardzo chciałam zostać
-No może 199 – powiedział rozbawiony.
-Taaa…. A tak poza tym…. Skąd się tu wziąłeś? Przed chwilą byłeś…. – zamyśliłam się chwilę - Szybko się przemieszczasz.
Znowu się zaśmiał.
-Jak ninja – wytłumaczył, przygarniając mnie do siebie jeszcze bliżej – Nie odpowiedziałaś czemu jesteś zdenerwowana.
-A ty, skąd się tu wziąłeś.
-Więc…. Moi rodzice…. – zaczął, a ja uderzyłam go w ramię.
-Serio??? – spytałam sarkastycznie.
-Serio – potwierdził uśmiechając się, po czym przekręcił mnie w swoją stronę – Tak będzie się wygodniej rozmawiało – wyjaśnił i nie umknęło mojej uwadze, że spojrzał na moje usta.
Położył ręce na moich biodrach i wpatrywał się w moje oczy z uśmiechem.
-A więc, jeśli chodziło ci o tę trochę krótszą historię, jak się tu znalazłem, to po prostu, najzwyczajniej w świecie…. uwaga, uwaga… Przyszedłem – powiedział uśmiechając się dobitnie.
Wywróciłam oczami, a on przysunął mnie bliżej do siebie.
-Ślicznie wyglądasz – powiedział, zakładając kosmyk włosów za moje ucho – Jak weszłaś na plaże… Wiesz, że zapierasz dech? – miałam nadzieję, że jest już na tyle ciemno, że nie widać tego, że moje policzki się zaróżowiły - Tak cudownie się uśmiechałaś… Dopóki nie zobaczyłaś mnie – jakby posmutniał – Do mnie już się tak nie uśmiechasz…. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Całkowicie nie potrafię przepraszać, ale naprawdę mi przykro, że stało się tyle rzeczy, które nie powinny się wydarzyć. Jestem idiotą. Daj mi jeszcze tylko jedna szansa, kochanie. Proszę – mówił, nawet na sekundę nie tracąc ze mną kontaktu wzrokowego.
Nie odpowiadałam, a moje oczy bez mojej zgody się zaszkliły.
-Nie wierzę w to, że ludzie zmieniają się na lepsze, Justin – powiedziałam kręcąc lekko głową.
Przez dłuższą chwilę nic nie mówił, po czym puścił mnie i gwałtownie podniósł się z miejsca.
Zrobił kilka kroków, przystanął i odwrócił się w moją stronę.
-Nie będę błagał cię na kolanach – powiedział, cedząc każde słowo – Próbowałem.
Zły poszedł wzdłuż plaży, z opuszczoną głową i rękami w kieszeniach.
Patrzyłam za nim i usilnie walczyłam ze łzami napływającymi do moich oczu.
Dlaczego, tak cholernie potrzebowałam, tego idioty???
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że z całej siły zaciskam ręce na udach.
Poluźniłam uścisk.
Już był za daleko, żeby za nim pobiec.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 16


    Kiedy tylko weszłam do pokoju hotelowego, w którym chwilowo mieszkałam, zaczęłam się pakować.
Nie było mi smutno, byłam jedynie wściekła, że zawsze, wszystko musi stać się po myśli ‘cudownego’ Bieberka.
Nie miałam zielonego pojęcia o co mu chodziło, o co mu chodzi, ale doszłam do wniosku, że chyba za mną nie przepada. Lekko powiedziawszy.
A może wcale nie? Może mnie lubi? Tylko po prostu uwielbia niszczyć ludziom życie?
Nie miałam pojęcia.
Kiedy zakończyłam pakowanie, sprawdziłam najbliższe, wolne loty, którymi mogłabym wrócić do domu.
Pierwszy taki był jutro rano.
Miałam nadzieję, że uda mi się wcześniej stąd wydostać, ale jeśli nie, to i to jest dobre. Zawsze mogło być gorzej.
Usiadłam na łóżku i odruchowo zaczęłam szukać książki.
Zawsze czytałam, kiedy byłam zła, zazwyczaj czytanie w jakiś sposób poprawiało mi humor. Mogłam oderwać się od swojego życia i zatracić w czyimś.
Tylko, że książkę zostawiłam u Justina.
Westchnęłam, zebrałam się w sobie i ruszyłam w kierunku jego pokoju.
Nie zamierzałam jej z nim dłużej zostawiać.
Byłam przekonana, że Justin jest jeszcze na planie i będę musiała jakoś wyłudzić klucze od recepcjonistki, ale zamiast do recepcji skierowałam się prosto do jego apartamentu.
Nacisnęłam na klamkę, a drzwi ustąpiły.
Zdziwiłam się tylko trochę.
Kiedy weszłam do pokoju, wzrok Justina, stojącego przy oknie, natychmiast skierował się na mnie.
-Hej – uśmiechnął się do mnie.
Skrzywiłam się.
-Przyszłam po moją książkę – oznajmiłam – Nie powinieneś być jeszcze na planie?
-Tak zdenerwowałaś reżysera, że powiedział, iż potrzebuje przerwy i nasze wszystkie parszywe mordy mają mu zniknąć z pola widzenia – wytłumaczył spokojnie.
-Tak, oczywiście, ja go zdenerwowałam, JA spóźniłam się na próbę, JA, jasne, że zawsze wszystko jest moją winą – mówiłam wściekła.
Znowu się uśmiechnął.
-Musisz się jeszcze dużo nauczyć o sławie, Alice – poinformował mnie dobrodusznie.
Uśmiechnęłam się cierpko.
-Chcę moją książkę.
-Trzymam ją jako zakładnika – zaśmiał się, ale tylko jego rozbawił ten przecudowny dowcip.
-Jus, nie mam co robić, daj mi książkę – powiedziałam, niemal błagalnie.
Uśmiechnął się cwaniacko.
-Wróć do mnie, to będziesz miała co robić – zapewnił, a ja pokazałam mu w odpowiedzi środkowy palec.
Roześmiał się.
-Reżyser wcale cię nie wyrzuca – powiedział, kiedy zrezygnowana, chciałam wrócić do siebie.
Zatrzymałam się, odwróciłam i spojrzałam na niego, marszcząc brwi.
-No nie… Bo to ja odchodzę… - odpowiedziałam powoli.
Bieber pokręcił przecząco głową.
-Jak tylko poszłaś, to większość ludzi wstawiło się za tobą, powiedziało, że jeśli ty odchodzisz, to oni też, reżyser dostał skrajnej kurwicy, ale coś mi się wydaje, że w najbliższym czasie możesz się go spodziewać u siebie w pokoju, z czymś w rodzaju nieudolnych przeprosin.
-A ty się za mną wstawiłeś? – natychmiast zauważyłam, że zaskoczyło go to pytanie.
Skinął potakująco głową.
-No tak, na pokaz – uśmiechnęłam się sztucznie – Czy teraz mogę dostać już moją książkę??
-Jak mnie pocałujesz – odpowiedział uśmiechając się szeroko.
-Chyba cię coś boli – prychnęłam sarkastycznie – Albo zaraz będzie bolało – spojrzałam na niego złym wzrokiem, a on się roześmiał - Justin, proszę. Oddaj mi tę gównianą książkę.
-To mnie pocałuj.
-Najpierw chcę zobaczyć, że na pewno ją masz.
Patrzył na mnie przeciągle, po czym odwrócił się i wyciągnął ze swojej walizki, moją zgubę.
Uśmiechnął się.
-To jak? – zapytał.
-Oddaj mi ją.
-To po nią chodź – wyciągnął przed siebie książkę.
Nie sądziłam, że zbliżanie się do niego, jest mądrą decyzją, ale chciałam ją z powrotem.
Zrobiłam kilka kroków w jego stronę, a kiedy chciałam złapać książkę, przyciągnął ją do siebie.
-Ciężko było to przewidzieć – powiedziałam zażenowana – Serio cię to nie nudzi?? Oddaj mi książkę, to sobie pójdę.
-A może nie chcę, żebyś szła?
Westchnęłam, po czym rzuciłam się na książkę.
Zaczęliśmy ją sobie wyrywać, jak pięciolatki bijące się o zabawkę.
Niestety nie zauważyłam, kiedy ‘zabawa’ przestała być dla mnie korzystna.
Poczułam, że zostaję przyciśnięta do szafy.
Justin był stanowczo za blisko mnie i jedyne co rozdzielało nasze ciała, była książka.
Patrzył intensywnie w moje oczy, a ja próbowałam niepostrzeżenie wysunąć mu książkę z rąk.
Zauważył to i się roześmiał.
-Lubię cię, Alice – oznajmił, a ja wywróciłam oczami.
-No jasne – powiedziałam z sarkazmem – W takim razie serio wolę nie wiedzieć jak traktujesz osoby, których nie lubisz…
Uśmiechnął się i wpił w moje usta.
Właściwie było mi wszystko jedno, jeśli odda mi książkę.
Udało się. Puścił ją i jedną dłoń położył na moim policzku, a drugą wplątał w moje włosy.
Nie miałam pojęcia, dlaczego nie próbowałam przerwać pocałunku.
Nie podobało mi się to, jak bardzo działał na mnie dotyk jego rąk i ust.
Przerwaliśmy dopiero, kiedy usłyszeliśmy głośne ‘ekhm’, dochodzące ze strony wejścia do pokoju, a Justin właśnie szykował się, żeby wpakować mi ręce pod bluzkę.
Jednocześnie spojrzeliśmy w tym kierunku.
Spróbowałam się wyrwać z objęć Justina, ale nie pozwolił mi na to.
-Rozumiem, że zostajesz w filmie – powiedział tylko reżyser i zamknął za sobą drzwi.
Spojrzeliśmy z Justinem na siebie i zaczęliśmy się śmiać, jak idioci.
-Serio można to nazwać przeprosinami?? Nawet ‘nieudolnymi’?? – zapytałam rozbawiona.
Wzruszył ramionami uśmiechając się równie rozbawiony, co ja.
-Nie sądzę – powiedział i spróbował znowu musnąć moje usta, ale odepchnęłam go lekko. Westchnął – Ale zostajesz w filmie, tak?
Przez chwilę nie odpowiadałam, po czym niepewnie skinęłam potakująco głową.
-Ok – zwolnił mnie z uścisku – To jak, wrócisz do mnie?
Nie wiedziałam czy chodzi mu o pokój, związek, czy obie sprawy, ale w zasadzie moja odpowiedź na oba pytania brzmiała tak samo.
-Nie – powiedziałam krótko i wyszłam z apartamentu zostawiając Justina z samym sobą.
Chciałam tylko odzyskać książkę, a odzyskałam również potrzebę poczucia bezpieczeństwa i chęć powrotu do Biebera. Pomimo wszystko.
Ale poczucie zawziętości, nie zmalało.
Byłam pewna, że za nic na świecie do niego nie wrócę.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 15


   Weszłam do wielkiej areny, w której miał odbyć się koncert Biebera.
Z każdej strony otaczały mnie piszczące fanki, skrajnie podekscytowane zbliżającym się występem.
Za kilkadziesiąt minut spełni się ich największe marzenie.
Nie pasowałam tutaj, ale pomimo wszystko szłam dalej, zmierzając do miejsca, które wskazywał mój bilet.
Miejsce było dobre, jedno z najdroższych, stanęłam prawie pod samą sceną. Chociaż przede mną było jeszcze kilka dziewczyn miałam na nią niemal idealny widok.
Z niecierpliwością, która nie wiem skąd się nagle u mnie wzięła, czekałam na początek show, które rozpoczęło się z półgodzinnym opóźnieniem.
Justin wleciał na scenę na skrzydłach, co wydało mi się największym kiczem, jaki widziałam w życiu.
Przez cały koncert, Bieber wydawał mi się tak sztuczny i wypozowany, że nie potrafiłam się tam dobrze bawić.
Śmieszyło mnie, kiedy próbował podniecić fanki, a mnie to jedynie żenowało.
Nie wiedziałam czy śmiać się, czy płakać.
Jego uśmiech czy śmiech, wyglądał również, jak ustawiony. Każda, jego najmniejsza mimika twarzy sprawiała wrażenie nieszczerej i zaplanowanej.
Wyglądał na cholernie przemęczonego.
Miałam wrażenie, że pod tą całą sztucznością, nie ma już w ogóle człowieka.
A wtedy jego wzrok skierował się na mnie.
Wypowiedział moje imię.
Obudziłam się gwałtownie.
-Allie? – otworzyłam oczy i zauważyłam Biebera siedzącego obok mnie, uśmiechającego się lekko – Wypisują cię – oznajmił.
Przyglądałam mu się chwilę w milczeniu.
Naprawdę był taki na scenie, jak w moim, aż zbyt realistycznym śnie?
Skąd u mnie taki sen?
Co spowodowało, że Bieber stał się taki, jaki jest?
Za dużo pytań bez odpowiedzi…
Justin spojrzał na mnie pytająco, z rozbawieniem malującym się w jego oczach.
-Mam coś na twarzy? – zapytał uśmiechając się – Dlaczego tak na mnie patrzysz?
Odwróciłam wzrok.
Czułam, że nadal się uśmiecha.
-Lekarz pytał czy dasz radę przejść do samochodu, czy załatwić wózek – powiedział.
-Pójdę – odpowiedziałam sucho.
-Ugh i znowu ‘oschła Alice’ – westchnął z nutką rozbawienia – Podobało mi się jak patrzyłaś – nachylił się nade mną i delikatnie przesunął mój podbródek, w swoją stronę.
Kiedy moja twarz znalazła się naprzeciwko jego, musnął moje usta.
Wyrwałam mu się mocno.
Zaśmiał się i oblizał wargi.
-Co ty sobie wyobrażasz?! – zapytałam zirytowana.
Uśmiechnął się tylko.
-Mam coś, żebyś mogła się przebrać. Obiecałem, że ci coś kupię, jak zalałem ci połowę ciuchów sokiem, czy co to tam było, pamiętasz? – podał mi torbę z ubraniami – Wiedz, że niesamowicie się poświęciłem, bo wziąłem na zakupy Nathalie, żeby pomogła mi coś wybrać – westchnął – Nigdy więcej, nigdzie z nią nie idę – zaśmiał się – Jutro moglibyśmy pójść we dwójkę na zakupy. Sama byś sobie coś wybrała.
-Serio, zamierzasz zachowywać się, jakby ostatnie trzy dni nie istniały?? – zapytałam wściekła – Udawać, że nie obściskiwałeś się z każdą łatwą laską, na imprezie i to na moich oczach, że najprawdopodobniej chociaż, z którąś wcale się nie przespałeś; że nie zachowywałeś się wobec mnie agresywnie; że nie byłeś ze mną i Nathalie jednocześnie; że nie okłamywałeś mnie niemal na każdym kroku??? Uznajmy, że stratę przytomności jestem jeszcze w stanie ci wybaczyć, ale resztę???
Mina Biebera zmieniła się całkowicie. Ślad po uśmiechu zniknął.
Wpatrywał się we mnie swoimi smutnymi, brązowymi oczami.
-Co do imprezy, to za dużo nie pamiętam, ale nie wydaje mi się, żebym się z kimś przespał – odezwał się w końcu.
-Uch, co za ulga! – zakpiłam.
Nie przestawał na mnie patrzeć.
W końcu podniósł się z miejsca i ruszył w stronę drzwi.
-Nat po ciebie przyjdzie za jakieś dziesięć minut – oznajmił, nie patrząc w moją stronę i zniknął za drzwiami.
Znowu zostawił mnie zagubioną w sobie.
Bieber mistrzem.
Ze złością wstałam z łóżka.
Nie było to za mądre, bo zakręciło mi się w głowie i bardzo mało brakowało do tego, żebym upadła.
Podtrzymałam się szafki, stojącej przy łóżku i kiedy zawroty głowy minęły, skierowałam się do łazienki.
Przejrzałam ubrania i nie miałam wątpliwości co do tego, kto wybierał mi bieliznę.
Uśmiechnęłam się na wpół zażenowana, wpół rozbawiona.
Pomijając to o czym przed chwilą wspomniałam, ubrania były cudowne. Tu również myślę, że byłam w stanie rozróżnić wybierane przez Jusa i Nat, ale podobały mi się praktycznie wszystkie.
Justin się starał… Właściwie nie wiedziałam dlaczego. Psychiki tego chłopaka nie dało się ogarnąć, nawet jakby się nie wiadomo jak bardzo tego chciało…
Wyszykowałam się dosyć szybko, a kiedy wyszłam z łazienki, czekała już na mnie Nathalie.
-Aaa!! – pisnęła i przytuliła mnie, niemal miażdżąc wszystkie moje kości. Skąd w takiej drobnej dziewczynie, tyle siły?? – Ślicznie wyglądasz – powiedziała z uśmiechem, a ja parsknęłam śmiechem.
-Widziałam się w lustrze, nie oszukasz mnie – odpowiedziałam rozbawiona, a ona zakręciła kosmyk moich włosów na swój palec wskazujący.
-Naprawdę jest ok. Ale trochę cię podrasujemy jak tylko wrócimy do hotelu – uśmiechnęła się jeszcze szerzej, ale po chwili jej uśmiech zniknął – Przepraszam, że skazałam cię na obecność Biebera… Nie chciałam, ale…
-Justin mi coś tam opowiadał, ale zdasz mi relację po drodze, ok? Chcę się już stąd wydostać – powiedziałam, a Nat skinęła głową, na nowo się uśmiechając, po czym ruszyłyśmy do wyjścia.


-Reżyser jest okropny, że każe ci już dziś grać – powiedziała niezadowolona Nathalie, starannie nakładając mi makijaż – Czasami zastanawiam się czy on ma  w ogóle jakieś ludzkie uczucia… Ej, chyba są z Justinem do siebie podobni – zaśmiała się i uśmiechnęła do mnie.
Spróbowałam odpowiedzieć jej uśmiechem, ale wyszło bardziej jak wygięcie ust w grymasie.
-No eeej – powiedziała błagalnym tonem – Nie mów, że dalej rozpaczasz.
-Nie rozpaczam. A przynajmniej próbuję… Ale twoja wypowiedź o ich podobieństwie nie jest do końca prawdą. Reżyser przynajmniej nie udaje, że zachował jeszcze jakieś, ludzkie uczucia… - powiedziałam i spojrzałam w okno, żeby uniknąć wzroku Nat.
-Namieszał ci nieźle w głowie w tym szpitalu, co? Przepraszam, przepraszam, przepraszam… To wszystko moja wina… - mówiła ze skruchą w głosie.
-Przestań – przerwałam jej zapowiadającą się długą przemowę – Nie przejmuj się. Nie chciałaś, żeby tak wyszło. Starałaś się nie dopuścić do tego, żeby został ze mną sam na sam, żeby w ogóle ze mną przebywał, ale się nie udało. Nie zmienimy tego co się stało.
-A co się stało? – zapytała Nathalie – Opowiedz mi.
Pokręciłam przecząco głową.
-Znasz go. Mistrz uwodzenia, mistrz zgrywania pozorów, mistrz sprawiania, że sama nie wiesz co czujesz…
Skinęła potakująco głową.
-Nie możesz się mu dać ogłupić, Al. On jest dobry w manipulacji – powiedziała.
-Wiem – odpowiedziałam cicho.
Kiedy Nathalie stwierdziła, że wyglądam już perfekcyjnie, udałyśmy się na plan.
Pech chciał, że akurat w naszą stronę zmierzał Justin.
Jego intensywne spojrzenie, skierowane na mnie było nie do rozszyfrowania.
Minęliśmy się bez słowa.
Nagle Nat olśniło.
-Na plan jest w drugą stronę – przystanęła i odwróciła się, spoglądając na Biebera.
On też się zatrzymał i spojrzał przez ramię zamiast na nią, to na mnie. Po dłuższej chwili skierował wzrok na Nathalie.
-Nie martw się o mnie Natty. Trafię – uśmiechnął się cierpko i mrugnął do niej ‘zalotnie’, po czym ruszył dalej.
-Czy on zawsze był taki wnerwiający, czy z każdym dniem staje się lepszy? – burknęła dziewczyna.
Zaśmiałam się.
-Oj, idzie mu to coraz lepiej, zaufaj, że wiem co mówię – zapewniłam rozbawiona.


Przebiegły los sprawił, że akurat tym razem, reżyser, na planie pojawił się równo o wyznaczonej przez niego godzinie.
Nie wiem dlaczego w ogóle mnie to obchodziło, ale Justin spóźniał się już dobre pół godziny, a reżyser robił się coraz bardziej wściekły, bo kończyły mu się sceny, które można nagrać bez Biebera.
-CZY TEN TWÓJ CHŁOPAK SOBIE ZE MNIE ŻARTUJE?! – wysyczał mi w twarz, jednocześnie opluwając mnie śliną.
Starałam się nie skrzywić, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby nie wyciągnąć z kieszeni chusteczek i nie otrzeć twarzy.
-MÓW! – wrzasnął, opluwając mnie na nowo.
Takiej histerii w życiu nie widziałam.
-Nie mam pojęcia gdzie jest Bieber, panie reżyserze – powiedziałam z udawaną skruchą, na nowo wycierając twarz.
Nathalie będzie musiała poprawić mi makijaż.
-Ten gnojek mi za to zapłaci – warknął i poszedł wypytywać innych ludzi.
Justin nie odbierał od nikogo telefonów, a ja nie zamierzałam do niego dzwonić.
Nie obchodziło mnie ani gdzie jest, z kim jest, ani tym bardziej co robi.
Po kolejnych piętnastu minutach reżyser nagrywał już kolejną wiadomość na poczcie głosowej Biebera (dwudziestą, o ile się nie mylę). Nie zacytuję jej, bo co drugie słowo musiałoby zostać ocenzurowane. Nauczyłam się kilku nowych przekleństw, chociaż byłam pewna, że znam wszystkie.
Nagle poczułam na sobie spojrzenie Justina.
Odwróciłam się i dostrzegłam jak typowym dla siebie, pewnym krokiem zmierzał w naszą stronę.
Reżyser zauważył go chwilę po mnie i już z daleka zaczął do niego wykrzykiwać.
-Pieprzony gówniarzu!!! – darł się – Zapłacisz mi za to!!!
Justin uśmiechnął się w odpowiedzi.
Po dłuższej chwili znalazł się naprzeciwko reżysera.
Końce jego dłoni były schowane w kieszeniach spodni, a na ustach bez przerwy gościł bezczelny uśmiech.
-Co ci tak wesoło?! – wrzasnął mężczyzna, a Bieber zachował się mądrzej, niż ja wcześniej i żeby nie zostać oplutym, cofnął się o krok do tyłu, co jeszcze bardziej rozwścieczyło reżysera – Jakim prawe się spóźniasz?! Jesteś tu gnoju na mojej łasce!!!
-To ciężka sprawa do wytłumaczenia, Carl - powiedział Justin.
-Kto pozwolił ci mówić do mnie na ‘ty’ smarkaczu?!?! Dla ciebie jestem panem reżyserem albo panem Cosgrove!!!
-Okk, panie C – odpowiedział, a kiedy reżyser niemal parował ze złości, zmienił taktykę. Westchnął i przybrał skruszoną minę. Serio wyglądała prawdziwie, a było bardziej niż pewne, że wcale nie jest mu smutno, tylko bardzo dobrze się bawi. Nienawidziłam tego w Bieberze  – Po prostu… Rozumie pan… - zaczął, zakładając nerwowo rękę za głowę i przeczesując palcami włosy - Nie dogaduję się z Alice i… Wyniosła się ode mnie z pokoju… Pokłóciła się ze mną… Dziwnie czuję się grając z nią takie sceny… No wie pan… I… Musiałem to sobie wszystko poukładać… Przepraszam, że sprawiam kłopoty…
Z każdym jego słowem czułam, jakby ktoś wymierzał mi cios w brzuch. Gdyby nie Nathalie, która na znak wsparcia, trzymała mnie za ramię, uciekłabym.
Reżyser zmierzył go morderczym wzrokiem, a później przeniósł go na mnie.
-Dlaczego żadne z was nie powiedziało, że się nie dogadujecie?!?! – wrzasnął – Właściwie to gówno mnie to obchodzi, ale ty smarkulo – grzecznie zwrócił się do mnie – przez cały czas, jak Bieber nie przychodził, dobrze wiedziałaś dlaczego i nic mi nie powiedziałaś?! O co się pokłóciliście?! Wyniosłaś się z jego pokoju?! Wiesz jaki to może mieć wpływ na film, jeśli ta plotka się rozniesie?!?! – darł się, a ja patrzyłam na Justina i tę jego smutną, winną minę. Uderzyłabym go z wielką przyjemnością, żeby zedrzeć tę pieprzoną maskę z jego pięknej buźki.
Pewnie, niech zrzuci winę na mnie. No, ależ proszę bardzo. Byłam bardziej niż pewna, że to co mówił, wcale nie było powodem jego wcześniejszej nieobecności.
-Nie zamierzam rozmawiać z panem o naszych prywatnych sprawach – powiedziałam spokojnie, bo czułam jak wszyscy na mnie patrzą i wyczekują odpowiedzi.
-Wy nie macie prywatnych spraw!!! – krzyknął – Jesteście osobami publicznymi!! Jesteście przedmiotami do robienia pieniędzy!!! Nie macie miejsca na uczucia!! Jeszcze dziś wracasz do pokoju z Bieberem. Kochacie się, jak wcześniej. Dogadujecie się. Jesteście razem cudowni, słodcy i szczęśliwi. Rozumiecie?!
Spojrzał na Justina, który zgodził się skinieniem głowy.
Na mnie nie spojrzał.
-A więc… - zaczął.
-Nie – powiedziałam.
Wzrok wszystkich znów skierował się na mnie.
-Co?? – zapytał ostro reżyser
-Nie – powtórzyłam – Nie, nie jestem przedmiotem do robienia pieniędzy, w przeciwieństwie do mojego kolegi – kątem oka zauważyłam jak Justin nieznacznie się skrzywił – Nie, nie będę udawać, że pomiędzy mną, a Bieberem jest ok. Grać z nim mogę. Prywatnie go nie znoszę.
Reżyser znowu kipiał ze wściekłości.
Poleciłabym mu dobre tabletki na uspokojenie, które lekarz przypisał jakiś czas temu mojej matce, ale stwierdziłam, że wolę nie ryzykować kontuzji zewnętrznych. Owszem. Wyglądał jakby chciał mnie zamordować. Nie ma sprawy. Ze wzajemnością, tylko, że ja byłam lepszą aktorką.
-Gdyby nie to, że musiałbym powtarzać niemal wszystkie, pieprzone ujęcia, to już dawno wyleciałabyś z tego filmu – wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Dlaczego naskakuje pan na mnie, jak to Justin się spóźnił? – zapytałam zaczynając się lekko irytować.
-Zobaczysz, sprawię, że nikt, nigdy nie poprosi cię o udział w filmie, nie ważne jak wielki sukces odniesie ten – mówił ostro.
-Bo co? – zapytałam prowokująco – Bo nie tańczę, jak pan mi zagra? Bo nie daję się pieprzyć Bieberowi, kiedy tylko chce i nie toleruję jego zdrad, ani kłamstw? A może, bo po prostu nie radzi pan sobie ze sobą? I za bardzo boi się mocy Justinka Zjeberka w show biznesie, żeby móc po nim cisnąć, dlatego wyżywa się pan na mnie???
Miałam wrażenie, że reżyser zaraz eksploduje.
-Odchodzę – powiedziałam krótko.
-Co?! Powtórz – odpowiedział skrajnie rozwścieczony pan Cosgrove.
-Odchodzę – uśmiechnęłam się i odkręciłam na pięcie. Zrobiłam kilka kroków, po czym spojrzałam do tyłu – Udało ci się Justin – znowu się uśmiechnęłam – Zniszczyłeś mi przyszłość. Brawo. Serio, cudowny z ciebie koleś – uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, a mina Biebera była nie do rozszyfrowania – Spakuję się i wyjeżdżam – Oznajmiłam wszystkim obecnym i ruszyłam w stronę hotelu.
Słyszałam, że Nat chciała za mną pobiec, ale reżyser jej nie pozwolił. Dobrze, że to zrobił. Jedyne o czym teraz marzyłam, to, żeby zostać sama.